Cześć!
Niezmiernie miło mi przywitać was w pierwszym rozdziale nowego opowiadania o Lutteo. Jeżeli ominęliście poprzedni post z informacjami i prologiem to radzę wam do niego wrócić, bo jest tam kilka dość ważnych informacji i oczywiście krótki prolog. A więc zapraszam do czytania!
Obudziłam się w swoim łóżku, nie pamiętałam do końca co się przed chwilą wydarzyło. Zamknęłam oczy i spróbowałam się skupić, przypomniała mi się Olga, to jak przekazuje mi informację o śmierci mamy. Przez moment nie byłam pewna czy to nie był tylko zły sen, chciałam żeby to był sen. Wstałam z łóżka i zeszłam po schodach na dół, do salonu. Zastałam tam właśnie Olgę.
- Olga... proszę powiedz mi, że to wszystko było tylko złym snem... powiedz mi, że mama żyje. - powiedziałam cicho do kobiety, ona w odpowiedzi posłała mi tylko smutne spojrzenie.
- Jak to się stało? - Zapytałam z trudem powstrzymując łzy.
- Nie wiem, znaleźliśmy ją na podłodze w kuchni, wyglądała jakbym się potknęła i uderzyła o coś głową. - staruszka mówiła cicho.
- A gdzie jest tato? Mu też coś się stało?
- Nie... to znaczy - nie wiem. Nie widziałam go tutaj od rana, próbowaliśmy się z nim skontaktować, ale nie odbiera połączeń. W każdym razie Luna... służba nie wie co robić, część z nich odeszła. Jeżeli twój tato do jutra nie wróci to boje się, że wszyscy nas zostawią, a sama... nie dam sobie rady.
- Na pewno niedługo się pojawi... na pewno. - szepnęłam.
- Niebawem przyjedzie tu właścicielka rezydencji wraz z siostrzenicą. Może już za dwa dni. Mam nadzieję że zastanie tu jakąkolwiek służbę. - Olga kończąc zdanie odwróciła się do mnie plecami i odeszła.
Dni mijały bardzo wolno, dłużyły mi się w nieskończoność. Z nikim się nie spotykałam, siedziałam caly czas zamknięta w swoim pokoju od czasu do czasu schodząc żeby coś zjeść. Brakowało mi mamy, która co rano pukała do moich drzwi i przynosiła mi śniadanie, ale o ojca któremu mogłam zawsze wszystko powiedzieć. Tęskniłam za nimi i mimo że od 5 z ojcem nie było żadnego kontaktu to miałam nadzieję, że jeszcze wróci, że nie zostawi mnie samej. Że mam jeszcze dla kogo żyć. Oldze udało się zatrudnić dwóch pracowników i kucharkę na przyjazd Sharon, ale obie doskonale wiedziałyśmy że mój tato gdy tu wróci nie będzie miał czego szukać. Kobieta dziś miała przyjechać. Nigdy jej nie lubiłam i sądzę że ona także za nami nie przepada. Zresztą czasami zastanawiam się czy ona w ogóle kogokolwiek lubi, bo nawet wobec swojej siostrzenicy jest zimna. Leżąc w łóżku rozmyślałam o dzisiejszym dniu, mimo to że kompletnie nie miałam siły by zejść i przywitać kobietę, musiałam się przemóc. Wstałam, wzięłam szybki prysznic, przeczesałam włosy i ubrałam się w czarne getry i szary lekki sweterek, na nogi założyłam granatowe trampki i zeszłam na dół. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to stół salonu, który na codzień stał pusty dziś byl przepełniony daniami i ozdobiony popielatym obrusem w róże. Przy ścianie stały dwie kobiety ubrane w czarrne koszule i czarne spodnie oraz biały fartuch. Z pewnością były to te nowe pracownice. W kuchni stała jakaś kobieta która kończyła ozdabiać babeczki. Zamknęłam oczy i próbowałam przypomnieć sobie jak jeszcze tydzień temu stała tam moja matka. Wszyscy byli tak odświętnie ubrani że aż źle poczułam się z tym, że ja mam na sobie tylko jakiś stary sweter. Podeszłam do drzwi z których Olga już wypatrywała nadjeżdżającego samochodu. Po około 5 minutach na podjazd wjechał czarny Peguot, wysiadła z niego kobieta około 50 i dziewczyna w mniej więcej moim wieku oraz ich szofer. Odeszłam kilka kroków od drzwi i stanęłam przy ścianie. Tymczasem Olga otworzyła szeroko drzwi i zaprosiła"gości" do środka. Jako pierwsza weszła siostrzenica Sharon.
- Jestem zmęczona. Przynieście mi kolację do pokoju. - rozkazała. Przechodząc koło mnie rzuciła mi pogardliwe spojrzenie. Nie lubiła mnie, ona nie lubi nikogo kto jest biedniejszy od niej.
- Dzień dobry Olga. - z zamyślenia wyrwał mnie głos witającej się z Olgą pani Sharon. - Proszę przygotujcie mi jakąś relaksującom kąpiel, od razu po kolacji pójdę się wykąpać.- kobieta rozglądnęła się i podeszła do mnie.
- Dzień dobry, miło panią widzieć. - powiedziałam cicho i spojrzałam jej w oczy. Zdziwiłam się bo zobaczyłam w nich coś czego jeszcze nigdy w nich nie widziałam - współczucie.
- Dzień dobry Luna. Przykro mi z powodu tego co się stało. - powiedziała, uśmiechnęła się pocieszająco i odeszła.
- Niebawem przyjedzie tu właścicielka rezydencji wraz z siostrzenicą. Może już za dwa dni. Mam nadzieję że zastanie tu jakąkolwiek służbę. - Olga kończąc zdanie odwróciła się do mnie plecami i odeszła.
Dni mijały bardzo wolno, dłużyły mi się w nieskończoność. Z nikim się nie spotykałam, siedziałam caly czas zamknięta w swoim pokoju od czasu do czasu schodząc żeby coś zjeść. Brakowało mi mamy, która co rano pukała do moich drzwi i przynosiła mi śniadanie, ale o ojca któremu mogłam zawsze wszystko powiedzieć. Tęskniłam za nimi i mimo że od 5 z ojcem nie było żadnego kontaktu to miałam nadzieję, że jeszcze wróci, że nie zostawi mnie samej. Że mam jeszcze dla kogo żyć. Oldze udało się zatrudnić dwóch pracowników i kucharkę na przyjazd Sharon, ale obie doskonale wiedziałyśmy że mój tato gdy tu wróci nie będzie miał czego szukać. Kobieta dziś miała przyjechać. Nigdy jej nie lubiłam i sądzę że ona także za nami nie przepada. Zresztą czasami zastanawiam się czy ona w ogóle kogokolwiek lubi, bo nawet wobec swojej siostrzenicy jest zimna. Leżąc w łóżku rozmyślałam o dzisiejszym dniu, mimo to że kompletnie nie miałam siły by zejść i przywitać kobietę, musiałam się przemóc. Wstałam, wzięłam szybki prysznic, przeczesałam włosy i ubrałam się w czarne getry i szary lekki sweterek, na nogi założyłam granatowe trampki i zeszłam na dół. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to stół salonu, który na codzień stał pusty dziś byl przepełniony daniami i ozdobiony popielatym obrusem w róże. Przy ścianie stały dwie kobiety ubrane w czarrne koszule i czarne spodnie oraz biały fartuch. Z pewnością były to te nowe pracownice. W kuchni stała jakaś kobieta która kończyła ozdabiać babeczki. Zamknęłam oczy i próbowałam przypomnieć sobie jak jeszcze tydzień temu stała tam moja matka. Wszyscy byli tak odświętnie ubrani że aż źle poczułam się z tym, że ja mam na sobie tylko jakiś stary sweter. Podeszłam do drzwi z których Olga już wypatrywała nadjeżdżającego samochodu. Po około 5 minutach na podjazd wjechał czarny Peguot, wysiadła z niego kobieta około 50 i dziewczyna w mniej więcej moim wieku oraz ich szofer. Odeszłam kilka kroków od drzwi i stanęłam przy ścianie. Tymczasem Olga otworzyła szeroko drzwi i zaprosiła"gości" do środka. Jako pierwsza weszła siostrzenica Sharon.
- Jestem zmęczona. Przynieście mi kolację do pokoju. - rozkazała. Przechodząc koło mnie rzuciła mi pogardliwe spojrzenie. Nie lubiła mnie, ona nie lubi nikogo kto jest biedniejszy od niej.
- Dzień dobry Olga. - z zamyślenia wyrwał mnie głos witającej się z Olgą pani Sharon. - Proszę przygotujcie mi jakąś relaksującom kąpiel, od razu po kolacji pójdę się wykąpać.- kobieta rozglądnęła się i podeszła do mnie.
- Dzień dobry, miło panią widzieć. - powiedziałam cicho i spojrzałam jej w oczy. Zdziwiłam się bo zobaczyłam w nich coś czego jeszcze nigdy w nich nie widziałam - współczucie.
- Dzień dobry Luna. Przykro mi z powodu tego co się stało. - powiedziała, uśmiechnęła się pocieszająco i odeszła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wasze komenarze są dla mnie wszystkim. To co napiszesz jest dla mnie najważniejsze :)